Co mogę zrobić?

„Przyjdzie czas, gdy będziecie pragnęli zobaczyć jeden z dni Syna Człowieczego, lecz nie zobaczycie” (Łukasza 17:22, Biblia EIB, Przekład literacki, dalej SNP). Kiedy stajemy w obliczu prób i kłopotliwych problemów, tak bardzo tęsknimy za kilkoma minutami, podczas których moglibyśmy porozmawiać twarzą w twarz z Synem Bożym i usłyszeć odpowiedzi na nurtujące nas pytania z Jego własnych ust. Ale tych cennych kilka lat, kiedy nasz Pan rozmawiał ze swoimi uczniami twarzą w twarz, już dawno minęło. Jednak nasza potrzeba otrzymania Jego odpowiedzi wciąż trwa. Czy oznacza to, że pozostajemy bez niezawodnego przewodnictwa i tylko z niepokojącymi pytaniami?

Nie, Jezus Chrystus, po swoim wstąpieniu do nieba, nie pozostawił swoich uczniów w stanie podobnym do bezradnych, opuszczonych sierot (Ew. Jana 14:16-18) Zapewnił ich: „Duch Święty przyjdzie i pomoże wam, bo Ojciec pośle Ducha, aby zajął moje miejsce. Duch nauczy was wszystkiego i przypomni wam to, co powiedziałem, gdy byłem z wami”. (Dzisiaj, działając w połączeniu ze Słowem Bożym, „Duch Święty” przywołuje do umysłu chrześcijanina nauczanie Syna Bożego (przedstawione w Piśmie Świętym) i umożliwia człowiekowi wierzącemu, w oparciu o to nauczanie, zrozumienie kursu, który należy obrać. Ponieważ całe Słowo Boże jest natchnione, zawiera ono wszystko, co jest niezbędne chrześcijaninowi do dalszego kroczenia wąską drogą prowadzącą do życia.

Czasami jednak możemy czuć się opuszczeni, pogrążeni w sytuacjach, których nigdy nie mogliśmy sobie wyobrazić i na które zdajemy się być źle przygotowani. Jednym z najbardziej przygnębiających doświadczeń w życiu chrześcijan jest odkrycie, że konkretne ugrupowanie lub ruch, z którym byli związani przez długi czas, nie jest tym, za co się podaje. Rezultatem często jest wewnętrzny wstrząs – poczucie strachu, niepokoju i niepokojącej samotności. Myśl o utracie drogich przyjaciół i staniu się wyrzutkiem nawet wśród członków własnej rodziny może wydawać się zbyt trudna do zniesienia. Może to być połączone z niepokojącym uczuciem, że „mogę się mylić – i to zagraża mojej wiecznej przyszłości”.

USPOKOJENIE

Pierwszy List apostoła Jana może być bardzo pomocny w uspokojeniu wszelkich niepokojów i zapewnieniu nas o trwałej miłości naszego niebiańskiego Ojca. Miłość ta nie opiera się na naszej przynależności do określonego ruchu. Jest to miłość do nas jako jednostek, osób, za które umarł Jego Syn. Nasze życie w harmonii z nauczaniem i przykładem Jego Syna służy jako namacalny dowód, że w wierze przyjęliśmy Jego ofiarną śmierć dla naszego dobra i Jego jako naszego Pana. W konsekwencji nie jesteśmy już wyobcowani od Ojca i nie znajdujemy się pod potępieniem z powodu grzechu, ale jesteśmy członkami rodziny umiłowanych dzieci Bożych. To jest to, co nasz niebiański Ojciec objawił w swoim Słowie (Rzymian 8:1-4, 12-17) Dlatego, jako ufające dzieci, słusznie przyjmujemy to, co przedstawił w prostym języku za pośrednictwem natchnionych apostołów, zamiast jakiejkolwiek reinterpretacji pochodzącej od nienatchnionych ludzi (bez względu na to, jak wiarygodna lub imponująca może wydawać się ich argumentacja). Natchniony apostoł Jan mówi nam: „Zauważcie, jak wielką miłość okazał nam Ojciec! Zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi” (1 Jana 3:1, SNP). Fakt, że my, ułomni ludzie, możemy być nazywani „dziećmi Bożymi”, jest czymś, na co należy patrzeć z podziwem. To naprawdę zdumiewające, że Ten, który jest tak czysty, tak kochający i tak dobry, akceptuje nas jako swoje dzieci, ponieważ w wierze przyjęliśmy Jego Syna i wszystko, co uczynił dla naszego dobra. Już sama myśl, że tak jest, wydaje się oszałamiająca. Jednak zgodnie z najstarszymi manuskryptami, po stwierdzeniu apostoła następuje niekwestionowana pewność: „i nimi jesteśmy”, to znaczy, że rzeczywiście jesteśmy dziećmi Bożymi.

Jeśli jesteśmy miłosierni, tak jak Bóg i Chrystus są miłosierni, jest to środkiem, za pomocą którego upewniamy się co do naszej pozycji umiłowanych dzieci, usuwając z naszych „serc”, naszych głębokich wewnętrznych jaźni, wątpliwości i poczucie niegodności. Jak napisał apostoł Jan: „Dzieci, kochajmy nie słowem i nie językiem. Niech czyn potwierdza, że mówimy prawdę. To nas też przekona, że pochodzimy z prawdy i upewni co do tego nasze serca przed Bogiem. Bo jeśli serce nas oskarża, Bóg stoi ponad naszym sercem — i wie wszystko” (1 Jana 3:18-20, SNP). Chociaż możemy być atakowani przez wątpliwości, możemy pocieszyć się faktem, że nasz niebiański Ojciec jest o wiele bardziej łaskawy wobec nas jako swoich dzieci niż jesteśmy względem siebie my sami w naszym głębokim wnętrzu.

Zgodnie z duchem słów apostoła Jana, możemy rozwiać nasze niepokojące wątpliwości, pytając samych siebie: Czy chcemy być bardziej podobni do naszego niebiańskiego Ojca i Jego Syna w postawie, słowie i działaniu? Czy pragnieniem naszych serc jest naśladowanie ich miłości? Czy nasza wiara w Boga i Chrystusa uczyniła nas kochającymi, troskliwymi osobami?

Jednak z uwagi na to, że posiadamy jedynie przypisaną sprawiedliwość, nasze postępowanie jako dzieci Boga nie jest bezbłędne. Z powodu naszych powtarzających się uchybień możemy czasami wątpić, czy naprawdę jesteśmy Jego dziećmi. Zwłaszcza chrześcijanie, którzy w przeszłości ciężko zgrzeszyli, mogą być dręczeni poważnymi wątpliwościami co do swojej pozycji przed Najwyższym. Mogą być obciążeni poczuciem wstydu i winy. Również w tym przypadku należy pamiętać, że nasz niebiański Ojciec jest o wiele bardziej wyrozumiały niż „nasze serca”.

Istnieje duża różnica między wyborem życia w grzechu, a uleganiem w chwilach słabości potężnym pragnieniom upadłej ludzkiej natury. Apostoł Jan bardzo jasno przedstawił to rozróżnienie w swoim pierwszym liście. „Bóg jest Światłem i nie ma w Nim żadnej ciemności. Gdybyśmy powiedzieli, że łączy nas z Nim jakaś więź, a jednocześnie żylibyśmy w ciemności, byłoby to kłamstwo. Nie postępowalibyśmy zgodnie z prawdą. Jeśli jednak żyjemy w Świetle, tak jak On sam jest w Świetle, to łączy nas wzajemna więź, a krew Jezusa, Jego Syna, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu. Jeśli zaprzeczamy, że popełniliśmy grzech, sami siebie oszukujemy, jesteśmy dalecy od prawdy. Jeśli przyznajemy się do naszych grzechów, On jest wierny i sprawiedliwy — przebaczy nam grzechy i oczyści nas od wszelkiej nieprawości. … Drogie dzieci, piszę o tym, abyście nie popełniali grzechu. A jeśliby ktoś zgrzeszył, mamy Opiekuna u Ojca, Jezusa Chrystusa — Sprawiedliwego. On jest przebłaganiem za nasze grzechy. Lecz nie tylko za nasze. Również za grzechy całego świata” – 1 Jana 1:5-2:2, SNP.

Nasz niebiański Ojciec „jest Światłem” – czystym, świętym – w sensie absolutnym. Nie ma w nim najmniejszego śladu ciemności – zła, deprawacji, zepsucia, ignorancji, nieprawości czy nieczystości. W związku z tym dla umiłowanych dzieci Bożych nawykowe chodzenie w ciemności (nieprawość, nieczystość i zepsucie) jest niewyobrażalne. Jednak nasze chodzenie w światłości jest jedynie słabym odbiciem świętości naszego niebiańskiego Ojca. Nadal potrzebujemy oczyszczającej mocy krwi Jezusa Chrystusa, a krew ta oczyszcza nas z wszelkiego grzechu, to znaczy z wszelkiego skalania wynikającego z naszego niespełniania Boskiego standardu świętości w słowach, myślach i czynach.

Jeśli wyznajemy nasze grzechy, to możemy być pewni całkowitego przebaczenia. Dzieje się tak, ponieważ Bóg jest wierny, niezawodny i godny zaufania. Ponieważ oświadczył, że przebaczenie jest możliwe na podstawie przelanej krwi Jego Syna, możemy mieć absolutne zaufanie do tego, co powiedział. Najwyższy jest również sprawiedliwy. Zawsze będzie działał w harmonii z tym, jak się nam objawił. Objawił się jako przebaczający i miłosierny względem skruszonych grzeszników. Tak więc Jego sprawiedliwość gwarantuje, że otrzymamy przebaczenie.

Zapewniając, że krew Syna Bożego umożliwia oczyszczenie z wszelkiego zła, słowa apostoła służą jako zachęta dla nas, abyśmy nie grzeszyli, ale zachowywali uczciwe postępowanie. Jeśli grzeszymy, pomoc jest dostępna w osobie Parakleta, pomocnika, orędownika, adwokata. Jezus Chrystus ma bliską relację z Ojcem, a Jego sprawiedliwość jest absolutna, a nie przypisana. Ponieważ jest On sprawiedliwy, Jego wstawiennictwo za pokutującymi grzesznikami zawsze spotka się z przychylną uwagą Ojca.

RADZENIE SOBIE ZE ZRANIENIEM I GNIEWEM

Po odkryciu poważnych wad w konkretnym ugrupowaniu lub ruchu, ktoś może się rozgniewać i poczuć się głęboko zraniony tym, że został oszukany. Można być skłonnym do postrzegania członków ruchu podejmujących decyzje jako złowrogich, świadomych manipulatorów. Często jednak najzagorzalsi obrońcy danej organizacji sami są żałosnymi ofiarami, działającymi podobnie jak członkowie rodziny, którzy osłaniają i kryją ojca lub matkę, którzy są alkoholikami. Nawet jeśli ktoś ma wiedzę z pierwszej ręki na temat zaangażowanych osób i ich zniekształcania faktów, należy zachować ostrożność, aby nie wyładowywać swoich silnych uczuć na poszczególnych osobach. Istnieje ogromna różnica między ujawnianiem poważnych przekłamań z prawdziwej troski o dobro innych, a potępianiem poszczególnych osób. Ostateczny osąd należy do naszego niebiańskiego Ojca i Jego Syna.

Dynamika grupy jest złożona. Presja i ograniczenia wywierane na jednostki są naprawdę wielkie. Z nielicznymi wyjątkami, indywidualne sumienie wydaje się być w stanie zawieszonej aktywności, a często rozsądne rozumowanie jest wypierane przez emocje. Nikt nie wydaje się brać osobistej odpowiedzialności za decyzje grupowe (które mogą nawet nie być jednomyślne) i za wszelkie negatywne skutki, jakie mogą one mieć. Zbiorowa całość nabiera własnej osobowości i mocy większej niż suma jej części. W zbiorowej całości, czy to etnicznej, narodowej, plemiennej, religijnej czy handlowej, wszystko staje się podporządkowane temu, co jest postrzegane jako jej interesy, zarówno rzeczywiste, jak i wyimaginowane. W swojej skrajnej formie, pozbawiona świadomości zbiorowa całość dopuszcza się okrucieństw. Jednak zaangażowane jednostki mogą nie postrzegać siebie jako winnych ohydnych zbrodni przeciwko ludzkości. Tak więc, jako członkowie grupy, ludzie mogą działać w sposób pozbawiony współczucia, który byłby niemożliwy dla nich indywidualnie.

Wybitny orędownik chrześcijańskiej wolności, apostoł Paweł, znalazł się kiedyś w tym żałosnym stanie jako gorliwy Żyd desperacko walczący z postrzeganym zagrożeniem – rosnącą liczbą jego rodaków, którzy przyjęli Jezusa jako obiecanego Mesjasza. Łatwo byłoby osądzić tego bezwzględnego prześladowcę jako okropnego, bezlitosnego człowieka, który zasłużył na śmierć. Jednak to, co mu się przydarzyło, powinno skłonić nas do poważnej refleksji w przypadku każdego, kto może nas źle potraktować.

Nasz Mistrz wezwał nas do modlitwy za tych, którzy chcą nas skrzywdzić, a nie do wyrażania złej woli wobec nich. (Ew. Mateusza 5:44, 45). W posłuszeństwie naukom Chrystusa, Szczepan zaapelował: „Panie, nie miej im za złe tego grzechu” (Dzieje Apostolskie 7:60, New International Version, dalej NIV). Pełen współczucia apel umierającego Szczepana został wysłuchany, co potwierdzają słowa samego Pawła: „Kiedyś byłem bluźniercą, prześladowcą i aroganckim człowiekiem, ale zostałem miłosiernie potraktowany, ponieważ działałem z niewiedzy w mojej niewierze” – 1 Tymoteusza 1:13, New American Bible, dalej NAB.

SAMOTNY, ALE NIE OPUSZCZONY

Kiedy czujemy się bardzo osamotnieni, możemy wiele skorzystać, zastanawiając się nad tym, z czym borykali się słudzy Najwyższego w starożytności. Niezwykłym przykładem jest młoda dziewczyna. Schwytana przez syryjski oddział najeźdźców, została oderwana od wszystkiego, co było jej drogie – rodziny, przyjaciół i znajomego otoczenia – i zredukowana do pozycji niewolnicy w domu bałwochwalców. Podczas gdy zapis biblijny milczy na temat śmierci i zniszczenia, które syryjski oddział najeźdźców mógł pozostawić po sobie, oraz tego, co mogło lub nie mogło stać się z jej rodzicami, nie ma wątpliwości, że ta młoda dziewczyna była świadkiem okropnych scen. Co więcej, w porównaniu z tym, co chrześcijanie mają dziś na pocieszenie i zachętę, miała bardzo, bardzo niewiele.

Niemniej jednak zachowała wiarę w Boga i, co niezwykłe, ducha głębokiego współczucia dla człowieka, który był wybitnym przedstawicielem ludzi odpowiedzialnych za straszną tragedię, która spotkała ją i jej rodziców.

Człowiekiem tym był Naaman, dowódca syryjskiej armii królewskiej. Był dotknięty odrażającą, oszpecającą chorobą, która w Izraelu wymagałaby od niego życia w izolacji. Izraelitka, poruszona współczuciem, bardzo pragnęła, aby został wyleczony ze swojej strasznej choroby i powiedziała do swojej żony: „O, gdyby tak mój pan mógł stanąć przed prorokiem przebywającym w Samarii, zaraz zostałby uzdrowiony z trądu” – 2 Królewska 5:3, SNP.

Zaprawdę, wiara tej bezimiennej młodej dziewczyny lśni jak kosztowny klejnot, ponieważ była wyjątkiem wśród Izraelitów jej czasów, z których zdecydowana większość nie miała szacunku dla Jahwe ani Jego proroka, a zamiast tego czciła martwych bożków. Wyobraź sobie jej radość, gdy zobaczyła, że jej wiara została nagrodzona! Naaman powrócił z Izraela fizycznie uzdrowiony, a co ważniejsze, jako pokorny czciciel prawdziwego Boga.

Kto mógł sobie wyobrazić taki rezultat tego, co zaczęło się jako straszna tragedia? Podobnie jak w przypadku Józefa, który nie został opuszczony przez Jahwe, gdy został sprzedany w niewolę, ta dziewczyna również nie została opuszczona. Nigdy, przenigdy, nasz niebiański Ojciec nie opuści nikogo, kto jest mu wierny – Psalm 27:10; Rzymian 8:38, 39.

Również samotność może przynieść nam korzyści. Możemy odkryć, że mamy więcej czasu na czytanie Pisma Świętego i niezakłóconą refleksję, co zbliża nas do naszego niebiańskiego Ojca. W przypadku Józefa, jego doświadczenie jako niewolnika i więźnia wystawiło na próbę jego wiarę w Słowo Boże, które zostało mu przekazane poprzez prorocze sny (Psalm 105:17-19) Bez wątpienia, ponieważ Józef zachował swoją wiarę podczas próby, jego zaufanie do Bożej obietnicy danej Abrahamowi pozostało silne przez całe jego życie. Jego ostatnie słowa były wyrazem wiary: „Wkrótce umrę, ale Bóg na pewno was nawiedzi i wyprowadzi was z tego kraju do ziemi, którą przysiągł dać Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi. Zaprzysiągł więc Józef synów Izraela: Bóg was na pewno nawiedzi — powiedział. — Przysięgnijcie, że wtedy wywieziecie stąd moje kości” (Księga Rodzaju 50:24, 25, SNP; List do Hebrajczyków 11:22) Wiele lat później, podczas wędrówki Izraela po pustyni, kości Józefa były niemym świadectwem wiary, jaką ludzie powinni byli mieć w pewne spełnienie Bożej obietnicy (Wyjścia 13:19; Jozuego 24:32). Samotności nie należy się zatem obawiać, ale można ją postrzegać jako coś, co może przyczynić się do naszego duchowego rozwoju – porównaj List Jakuba 1:2-4, 12.

WYSIŁEK

Chcąc wzrastać duchowo, musimy upewnić się, że nasz fundament jest solidny. Wskazując na ten fundament, apostoł Paweł napisał: „Co do fundamentu, nikt nie może położyć innego, poza tym, który już jest, a którym jest Jezus Chrystus” (1 Koryntian 3:11, SNP). Naszym celem powinno być posiadanie silnej wiary z pierwszej ręki, opartej na osobistym badaniu dowodów zawartych w opisach ewangelicznych.

Niektórzy, którzy stali się zgorzkniali z powodu potraktowania ich przez członków określonego ugrupowania, nigdy nie zastanawiali się ani nie zastanawiają nad świadectwem Mateusza, Marka, Łukasza i Jana. Chociaż być może wyrażają wiarę, że Jezus jest Synem Bożym, nie mają silnego osobistego przekonania opartego na dowodach i łatwo ulegają wpływom niebiblijnych nauk. Pewien chrześcijanin powiedział do młodego człowieka znajdującego się w takiej sytuacji: „Jeśli na podstawie dowodów znalezionych w Ewangelii Mateusza, Marka, Łukasza i Jana jesteś przekonany, że Jezus zmartwychwstał, udowadniając ci niezaprzeczalnie, że rzeczywiście jest Synem Bożym, to jego przykład i nauka powinny kierować twoim życiem”. Młody człowiek, bardziej zafascynowany mistycznymi aspektami religii Wschodu, odłożył ten komentarz na bok, czując, że musi chodzić o coś więcej. Prawie dwadzieścia lat później nadal dryfował, nie chcąc pozwolić, żeby ewangelia przemówiła do jego serca i odpowiedział na nią wiarą.

Osoby, które przeszły jakiekolwiek okaleczenie w ramach ruchu wyznającego chrześcijaństwo, znajdują się w trudnej sytuacji. Nie mogą sobie pozwolić na zaniechanie wysiłków, aby potwierdzić i wzmocnić swoją wiarę.

Dla wielu z nich pozwolenie, by Pismo Święte przemówiło do nich bezpośrednio, nie jest łatwe. Od dawna przyzwyczajeni do wielokrotnego używania i słuchania tych samych fragmentów, mogą mieć trudności ze spojrzeniem na każdą księgę biblijną jako całość, a znane wersety są tylko niewielką częścią przesłania, które nasz niebiański Ojciec postanowił nam przekazać za pośrednictwem natchnionych pisarzy. Nierzadko wcześniejsze korzystanie z pojedynczych tekstów może sprawić, że przeoczymy ważny związek poszczególnych fragmentów ze słowami, które je poprzedzają i następują po nich.

Po ponad 50 latach pewien chrześcijanin zdał sobie sprawę ze szkodliwego wpływu wielokrotnego używania odizolowanych tekstów i pokornie przyznał: „Znam wiele fragmentów, ale nie znam kontekstu”.

Rozpoznając swój prawdziwy duchowy stan, ten szczery człowiek postanowił naprawić tę sytuację. Każdego ranka czyta i rozmyśla nad fragmentem Biblii, starając się być tak zaznajomionym z tym, co jest napisane, aby móc wyrazić to, co przeczytał własnymi słowami.

Jego przypadek pokazuje, że najpierw musi pojawić się świadomość duchowego braku. Gdy potrzeba ta zostanie dostrzeżona, wielu jest skłonnych zwrócić się o pomoc do Stwórcy. Wśród nich jest jednak znaczna liczba osób, które przestają podejmować wysiłki. Typowy jest przypadek młodego człowieka z rodziny, który rozczarował się swoją religią i zaczął kwestionować pewne nauki. Chciał uzyskać odpowiedzi od chrześcijanina, którego bardzo szanował. Chrześcijanin ten zachęcił go do wzięcia osobistej odpowiedzialności za swoje życie duchowe poprzez regularne i modlitewne rozważanie Słowa Bożego, cierpliwie pozwalając, by Pismo Święte stopniowo go uczyło. Dla tego zaangażowanego w rodzinę mężczyzny wymagania związane z zarabianiem na życie, dbaniem o dom i wychowywaniem dwóch trudnych małych chłopców wydawały się zbyt wielkie, by mógł zastosować się do tego zalecenia. Przed swoim rozczarowaniem spędzał około 30 godzin miesięcznie na działalności ruchu religijnego. Uważał jednak, że to zbyt wiele, by zrobić coś dla własnego zdrowia duchowego i zdrowia swojej rodziny, słuchając Słowa Bożego w wybranych przez siebie chwilach. Tragiczne jest to, iż dał się całkowicie pochłonąć sprawami codziennego życia. Jakieś dwadzieścia lat później jego wiara wydawała się być martwa. Poważnie wątpił w istnienie kochającego niebiańskiego Ojca.

Kiedy ktoś przyznaje, że jest duchowo pozbawiony źródeł życia i czyni z tego temat modlitwy, życie duchowe następuje tylko wtedy, gdy istnieje gotowość do działania w harmonii z jego prośbą. Jest to jasno określone w Księdze Przysłów: „Nastrój swe ucho na mądrość, nastaw swe serce na zrozumienie, tak, jeśli kierujesz prośbę o dobre rozeznanie, jeśli wołasz o zrozumienie, jeśli szukasz go jak srebra, szukasz go jak zakopanego skarbu, wtedy zrozumiesz, czym jest bojaźń Jahwe i odkryjesz poznanie Boga” – Przypowieści Salomona 2:2-5, New Jerusalem Bible.

Chociaż dana osoba może mieć duże trudności z czytaniem, a co za tym idzie, ograniczone zrozumienie, nie musi ponieść szkody. Poprzez wielokrotne słuchanie nagrań Biblii, a następnie myślenie o tym, co się słyszy, wielu zostało duchowo wzbogaconych. W rzeczywistości to przede wszystkim poprzez słuchanie, a nie czytanie, chrześcijanie z pierwszego wieku zapoznali się z treścią natchnionych Pism.

KORZYSTANIE Z WIELU PRZEKŁADÓW

Ze względu na znajomość słów i zwrotów danego przekładu, człowiek może wpaść w pułapkę bezmyślnego czytania lub słuchania słów. Jedną z rzeczy, która pomogła wielu osobom zminimalizować to zjawisko, jest rozważenie tego samego fragmentu w kilku przekładach (nawet z uwzględnieniem tłumaczeń na języki, w których mogą nie być tak biegli jak w języku ojczystym). Gdy czytamy ten sam fragment w różnych przekładach, wówczas istnieje większe prawdopodobieństwo, że myśli wyrażone w sposób inny niż znane terminy i zwroty naprawdę przykują nasza uwagę.

Chociaż żadne tłumaczenie nie jest doskonałe, nie trzeba obawiać się czytania lub słuchania różnych powszechnie używanych przekładów. W większości przypadków tłumacze zdawali sobie sprawę z powagi swojego trudnego zadania i postępowali zgodnie z nim. Jak wynika z analizy ich przedmów, tłumacze różnią się w swoim podejściu i celu. Niektórzy parafrazują lub przedstawiają bardzo luźną interpretację tekstu. Wersje te mogą nie być odpowiednie do poważnych studiów, ale mogą być przydatne w uzyskaniu ogólnego poglądu na daną księgę biblijną.

Niezależnie od tego, czy wybrano mniej lub bardziej dosłowną metodę, tłumacze stają przed wyzwaniem, jakim jest zachowanie w jak największym stopniu sensu oryginału bez zaciemniania jego znaczenia w innym języku. Chcąc odnieść korzyść, ludzie muszą być w stanie zrozumieć to, co czytają lub co jest im czytane. Dla wielu chrześcijan w pierwszym wieku sytuacja niewiele różniła się od tej, w jakiej większość z nich znajduje się dzisiaj. Nie rozumieli oni hebrajskiego tekstu i polegali na jego tłumaczeniu (Septuagincie – przekład Starego Testamentu na język grecki z trzeciego wieku p.n.e.). Zachowane manuskrypty tej greckiej wersji zawierają w niektórych tekstach sformułowania, które mogą znacznie różnić się od tych w zachowanym tekście hebrajskim. Mimo to przesłanie jest takie samo, a chrześcijańscy czytelnicy lub słuchacze greckiego tekstu cieszyli się taką samą pozycją u Najwyższego, jak ich bracia, którzy rozumieli język, hebrajski.

Tak jak hebrajski i grecki znacznie się od siebie różnią, podobnie jest z większością języków, na które przetłumaczono Biblię. Dodatkową trudnością jest brak wszystkich znaków interpunkcyjnych w starożytnych tekstach, co wymaga podejmowania decyzji o tym, gdzie kończyć zdania, umieszczać te znaki, wyrażenia modyfikujące lub dzielić jedno bardzo długie zdanie na krótsze zdania, aby ułatwić czytanie i zrozumienie. (Na przykład słowa z Listu do Efezjan 1:3-14 stanowią tylko jedno zdanie w języku greckim). Ponieważ tłumacze nie dokonywali takich samych wyborów, czytanie wielu przekładów może sprawić, że będziemy bardziej świadomi obszarów, które mogą budzić wątpliwości. Nawet jeśli ktoś jest w stanie przeczytać oryginalny tekst z dość dobrym zrozumieniem, w najlepszym przypadku może być w stanie przedstawić powody, dla których faworyzuje jeden wybór nad innym. Z drugiej strony, gdybyśmy osobiście słyszeli apostoła Pawła i byli zaznajomieni z jego wypowiedziami i wszystkimi okolicznościami, które skłoniły go do pisania, bylibyśmy w znacznie lepszej pozycji do podejmowania lepszych decyzji przy tłumaczeniu jego listów. Ponieważ żaden człowiek nie jest ostatecznym autorytetem, mądrze jest unikać spierania się o dokładne szczegóły. Powinniśmy zawsze skupiać się na tym, co przyczynia się do tego, że mamy silniejszą wiarę i jesteśmy kochającymi, posłusznymi dziećmi w Bożej rodzinie.

Co zrobić, jeśli ktoś ma wątpliwości co do konkretnego tłumaczenia? Nauka hebrajskiego, aramejskiego i greckiego nie będzie możliwa dla większości chrześcijan. Korzystając z przekładów interlinearnych, można jednak określić, czy dane tłumaczenie znacząco odbiega od tego, co zawierają zachowane manuskrypty biblijne. Często tłumacze podają alternatywne wersje w przypisach, które również mogą stanowić podstawę do oceny. Przypisy w Tanach (tłumaczeniu Pism Hebrajskich przez Jewish Publication Society) są wyjątkowe w zwracaniu uwagi na miejsca, w których istnieje niepewność co do tego, jak należy oddać tekst hebrajski. Ponadto publikacje mające na celu pomoc tłumaczom (takie jak dostępne w Zjednoczonych Towarzystwach Biblijnych lub krajowym Towarzystwie Biblijnym) mogą dostarczyć cennych spostrzeżeń i przyczynić się do lepszego zrozumienia Pisma Świętego.

Jednym z aspektów, który staje się coraz bardziej niepokojący dla niektórych tłumaczy Biblii, jest włączenie imienia Bożego. Everett Fox, tłumacz Biblii Schockena, wyjaśnia swoje stanowisko w następujący sposób:

„Czytelnik natychmiast zauważy, że osobiste imię biblijnego Boga pojawia się w tym tomie jako ‘YHWH’. Jest to dość standardowa praktyka naukowa, ale nie wskazuje, jak imię to powinno być wymawiane. Zalecałbym używanie tradycyjnego »Pan« podczas czytania na głos, ale inni mogą chcieć podążać za własnym zwyczajem. Chociaż wizualny efekt »YHWH« może być początkowo rażący, ma on tę zaletę, że zbliża się do sytuacji tekstu hebrajskiego, jaką mamy obecnie, i pozostawia otwartą kwestię nierozwiązanej wymowy i znaczenia imienia Bożego… . Historycznie rzecz biorąc, żydowskie i chrześcijańskie tłumaczenia Biblii na język angielski miały tendencję do używania słowa »Lord« [Pan], z pewnymi wyjątkami (zwłaszcza »The Eternal« [Wiekuisty] Moffatta). Zarówno stare, jak i nowe próby odzyskania »poprawnej« wymowy hebrajskiego imienia nie powiodły się; ani czasami słyszane »Jehowa«, ani standardowe naukowe »Jahwe« nie mogą zostać ostatecznie udowodnione”.

Nieco podobnie autorzy Podręcznika tłumacza Księgi Psalmów (A Translator’s Handbook on the Book of Psalms, copyright 1991, United Bible Societies) stwierdzają:

„Chociaż nie jest używany ani przez RSV, ani TEV, ‘Jahwe’ pojawia się często w treści tego podręcznika. »Jahwe« reprezentuje hebrajskie imię własne Boga, JHWH (cztery spółgłoski bez samogłosek), którego dokładne pochodzenie i znaczenie są kwestionowane (zob. Wyjścia 3:14-15; 6:2, 3). . . . W treści komentarza autorzy tego podręcznika uznali, że tłumacz powinien być świadomy faktu, że angielski tytuł »LORD« [Pan] nie jest tłumaczeniem hebrajskiego imienia własnego JHWH, ponieważ z definicji tytuł nie jest imieniem własnym, nawet tytułem pisanym małymi literami. Być może nadejdzie czas, gdy standardowe tłumaczenia Pism Hebrajskich, zarówno żydowskie, jak i chrześcijańskie, będą zawierały transliterację hebrajskiego, idąc za przykładem La Bible de Jérusalem, która zawiera Jahvé (angielska wersja »Yahweh«, portugalska wersja Iahweh) jako właściwe imię Boga Izraela”.

Jeśli chodzi o księgi biblijne napisane w pierwszym wieku, nie ma zachowanych greckich rękopisów, które potwierdzałyby, że imię to pojawiło się w jakimkolwiek fragmencie (od Mateusza do Objawienia). Jeśli chodzi o możliwość, że tak było w oryginalnym tekście, kiedy cytowano tekst hebrajski, [profesor] George Howard (w Hebrajskiej Ewangelii Mateusza [Hebrew Gospel of Matthew], 1995) pisze:

„Występowanie Boskiego Imienia w Ewangelii Mateusza Szem-Toba [zawartym w jego traktacie Even Bohan, XIV-wiecznym dziele polemicznym mającym pomóc Żydom w obronie ich wiary] wspiera wnioski, do których doszedłem we wcześniejszym studium Tetragramu w Nowym Testamencie, opierając moje obserwacje na użyciu Boskiego Imienia w Septuagincie i w zwojach znad Morza Martwego. Na przykład niektóre przedchrześcijańskie kopie Septuaginty zawierają Imię Boże zapisane w tekście greckim… . W moim poprzednim badaniu doszedłem do wniosku, że pisarze Nowego Testamentu, którzy mieli dostęp do takich kopii Septuaginty, mogli zachować Tetragram w swoich biblijnych cytatach z Septuaginty. Teraz Ewangelia Mateusza Szem-Toba świadczy o używaniu Boskiego Imienia w Nowym Testamencie…. [Jest bardzo mało prawdopodobne, że Szem-Tob umieścił Imię Boże w swoim tekście. Żaden żydowski polemista by tego nie zrobił. Niezależnie od daty powstania tego tekstu, musiał on zawierać Imię Boże od samego początku. Ostatnia uwaga dotycząca Imienia Bożego: Ewangelia Mateusza Szem-Toba wykazuje bardzo konserwatywne podejście do jego użycia. Autor tego tekstu nie był radykalnym chrześcijaninem, arbitralnie zaopatrującym swoją ewangelię w Tetragram. Jego postawa była pełna szacunku i respektu. W rzeczywistości jego użycie imienia Bożego odpowiada konserwatywnej praktyce znalezionej w Septuagincie i zwojach znad Morza Martwego”. [Uwaga: Ewangelia Mateusza Szem-Toba nie zawiera jednak JHWH, ale używa „Imienia” raz i jego skróconej formy 18 razy].

Niezależnie od tego, do jakiego wniosku na temat tekstu pisanego pism „Nowego Testamentu” można dojść na podstawie takich dowodów, nie ma powodu, by wątpić, że widząc imię swojego Ojca w Piśmie Świętym, Jezus przeczytałby to, co zostało zapisane i zrobiłby to samo, cytując fragmenty z pamięci. Jednak to bliska relacja synowska, którą Jezus wyraził, nazywając Boga swoim Ojcem, rozwścieczyła niewierzących Żydów (Ew. Jana 5:17, 18) Wielokrotnie zwracał się do Boga jako do Ojca i nauczał swoich uczniów, aby robili to samo (Mateusza 6:9; Ew. Jana 14:1-17:26) Dlatego też, jeśli boskie imię pojawiło się w oryginalnych greckich manuskryptach „Nowego Testamentu”, zrozumiałe jest, że nie było to częste, ponieważ nacisk kładziono na synostwo uczniów Jezusa.

Chociaż psalmy są modlitwami, żaden z nich nie zaczyna się od słów „Ojcze nasz”. Tylko raz, w kontekście przymierza z Dawidem, użyto wyrażenia „mój Ojciec” (Psalm 89:26; porównaj 2 Samuela 7:14 i 1 Kronik 22:10). Intymność odzwierciedlona w zwracaniu się do Boga jako „Abba, Ojcze” nie stała się rzeczywistością, dopóki Jezus Chrystus nie umożliwił tej synowskiej relacji, oddając swoje życie w ofierze (Rzymian 8:15, 16). W związku z tym włączenie imienia Bożego w „arbitralny sposób” w jakimkolwiek tłumaczeniu Nowego Testamentu (innym niż bezpośrednie cytaty z Pism Hebrajskich, które jednoznacznie wskazują na Ojca lub w wyrażeniach takich jak „słowo JHWH” i „anioł JHWH”) zaciemniłoby tę najcenniejszą relację i, w niektórych kontekstach, zniekształciłoby wyraźne odniesienia do Pana Jezusa Chrystusa.

INNE ŹRÓDŁA

Zasoby do studiowania Biblii są niezliczone. Tysiące komentarzy zostało opublikowanych w języku angielskim i innych językach, a także liczne Biblie z komentarzami, leksykony i wiele innych dzieł naukowo-informacyjnych. Wiele z nich dostarcza pomocnych spostrzeżeń, otwierając drzwi do produktywnego myślenia i przyczyniając się do lepszego zrozumienia przesłania Biblii. Inne jednak, naznaczone dogmatyzmem, daleko posuniętymi domysłami i koncepcjami teologicznymi, które są obce pierwotnemu chrześcijaństwu, mają znacznie mniejszą wartość. Gdy poszczególni chrześcijanie przyswoją sobie przesłanie biblijne poprzez uważne rozważanie Pisma Świętego, są w znacznie lepszej pozycji, aby rozsądnie wybierać i korzystać z dzieł pomocniczych. Sama objętość tego, co jest dostępne i duża różnica w jakości tego, co zostało napisane, sprawiają, że selektywność jest koniecznością.

Żadne dzieło pomocnicze nigdy nie powinno być czymś innym niż tym, czym jest – odzwierciedleniem ograniczonej ludzkiej wiedzy. Ernest Best, w przedmowie do swojego ostatniego komentarza do Listu do Efezjan, poczynił następujące spostrzeżenia:

„Cała egzegeza [ekspozycja lub krytyczna interpretacja tekstu] jest kontrolowana przez sytuację tych, którzy piszą. Z konieczności patrzą oni na tekst, nad którym pracują, przez pryzmat epoki, w której żyją, co może doprowadzić ich do dostrzeżenia nowych jego aspektów i postawienia nowych pytań. Będą również pod wpływem ich przynależności kościelnej, jeśli taka istnieje. … Zabarwione okulary, które nosimy, zwykle nie zdając sobie z tego sprawy, wpływają na sposób, w jaki czytamy teksty”.

Ponieważ istnieją ograniczenia w tym, co ludzie napisali, mądrze pozwalamy sobie kierować się zasadą określoną w Piśmie Świętym: „Wiemy tylko niedoskonale”, »Znamy częściowo«. (1 Koryntian 13:9, New Jerusalem Bible; New American Bible). Czujna świadomość odnośnie cząstkowej natury całej ludzkiej wiedzy może powstrzymać nas od wygłaszania stanowczych twierdzeń lub przyjmowania za fakty przypuszczeń, teorii lub interpretacji innych.

OBFITOŚĆ

Na kartach Słowa Bożego wszystkie pełne szacunku osoby znajdą wszystko, co jest im potrzebne do duchowego rozwoju, pod warunkiem, że uznają, że całe Pismo Święte może przynieść im osobiste korzyści. (2 Tymoteusza 3:16) Kwestią do indywidualnego rozstrzygnięcia jest to, jak wiele z tego niewyczerpanego skarbu chcemy czerpać.

Przykładem osoby, która bardzo wzbogaciła się duchowo dzięki uważnemu studiowaniu Słowa Bożego, był utalentowany angielski matematyk i fizyk sir Isaac Newton. Rozpoczął on studiowanie Biblii w wieku młodzieńczym i czytał ją codziennie aż do śmierci w wieku 85 lat. Na podstawie swoich rozważań nad Pismem Świętym napisał ponad milion słów, z których większość nigdy nie została opublikowana. Jedna książka, która została wydrukowana w 1733 roku, sześć lat po jego śmierci, ujawnia jego głębokie uznanie dla Słowa Bożego i jego silne przekonanie, że jednostki powinny być nieskrępowane żadnym ludzkim autorytetem, pozwalając Pismu Świętemu przemawiać bezpośrednio do nich. Napisał:

„Autorytet cesarzy, królów i książąt jest ludzki. Autorytet soborów, synodów, biskupów i prezbiterów jest ludzki. Autorytet proroków jest boski i obejmuje sumę religii, zaliczając Mojżesza i apostołów do proroków; a jeśli anioł z nieba głosi inną ewangelię niż ta, którą oni przekazali, niech będzie przeklęty. Ich pisma zawierają przymierze między Bogiem a Jego ludem, wraz z pouczeniami dotyczącymi przestrzegania tego przymierza; przykłady sądów Bożych nad tymi, którzy je łamią oraz przepowiednie dotyczące rzeczy przyszłych. Dopóki lud Boży przestrzega przymierza, dopóty nadal jest Jego ludem; kiedy je łamie, przestaje być Jego ludem lub kościołem i staje się synagogą szatana, która twierdzi, że są Żydami, a nimi nie są. Żadna władza na ziemi nie jest upoważniona do zmiany tego przymierza”.

Każdą księgę Biblii należy badać jako całość, aby nie używać poszczególnych fragmentów niezgodnie z ich kontekstem, który obejmuje ich otoczenie historyczne i odbiorców, do których słowa były pierwotnie skierowane. W tym celu należy pamiętać, że podziały na rozdziały często nie znajdują się w najlepszych miejscach. Zaleca się więc traktowanie ich jako nieistniejących podczas czytania Pisma Świętego, najlepiej zatrzymując się tylko w punktach, w których temat rzeczywiście się zmienia. Dla chrześcijan studiowanie Pisma Świętego jako całości służy jako najlepsze zabezpieczenie się przed błędami, a gdy pouczenia są stosowane, czynią ich prawdziwie mądrymi, szlachetnymi, współczującymi i kochającymi.

B. F. Westcott, w swojej książce Biblia w Kościele, poczynił taki spostrzegawczy komentarz:

„Żadna pokusa nie jest bardziej subtelna i silna od pokusy mierzenia wszystkiego jedną miarą. Praktycznie jesteśmy skłonni oceniać innych według siebie, inne epoki w świetle naszej, obce cywilizacje według naszej, jako prawdziwej i ostatecznej miary wszystkiego. Biblia stanowi najbezpieczniejszą ochronę przeciw temu błędowi, zdolnemu ogarnąć cały świat. Dzięki niej poznajemy, że Bóg mieszka pośród narodów i rodzin na każdym etapie rozwoju społecznego i uznaje za Swych czcicieli osoby niedostrzeżone przez proroków. Absorbujące troski życia codziennego, żądania osób nam najbliższych zdają się ograniczać nasze sympatie, ale Biblia pokazuje nam w swym trwałym sprawozdaniu wszelkie warunki i możliwości człowieka pobłogosławionego Bożym Duchem. Pozwala nam się wznieść ponad sprawy codzienne i zapoznaje nas z prorokami, królami, głębokimi myślicielami i głosicielami sprawiedliwości, z których każdy działał w różny sposób w swej własnej sferze, lecz dzięki jednej mocy i w jednym celu. Ktoś może postawić zarzut, że żarliwi badacze Biblii często byli najgorszymi fanatykami. Odpowiedź jest prosta. Byli fanatykami, bowiem nie badali całej Biblii, lecz jakiś fragment, któremu podporządkowali całą resztę. Nauczanie tylko jednej części, bez uwzględnienia jej relatywnej pozycji w stosunku do innych czasów i innych ksiąg może prowadzić do ciasnoty umysłu, lecz całość pod każdym względem uszlachetnia człowieka”.

SPOŁECZNOŚĆ

Dla dzieci Bożych pragnienie społeczności z innymi wierzącymi jest czymś naturalnym. Podstawa społeczności musi być jednak zakorzeniona w naszej relacji z naszym niebiańskim Ojcem i Jego Synem. Nasze serca muszą być wystarczająco szerokie, aby objąć wszystkich, którzy uznają Jezusa Chrystusa za swojego Pana, uznają Boga za Tego, który wzbudził Go z martwych, a słowem, postawą i działaniem starają się być naśladowcami Boga i Chrystusa – Rzymian 10:9, 10; Galacjan 5:13-26; Efezjan 4:17-6:10; 1 Jana 1:5-5:21.

Ze względu na tradycyjną mentalność, która została utrwalona na przestrzeni wieków, wielu nie jest w stanie w pełni zaakceptować innej osoby, która nie jest akceptowana na mocy konkretnego standardu danego ugrupowania. Dlatego ich celem zawsze będzie doprowadzenie do tego, by inni stali się członkami ich ruchu – wyznaniowego lub bezwyznaniowego. Niestety, ten sekciarski duch utrudnia im zaakceptowanie jako dzieci Bożych osób, które nie należą do ich ruchu i często ogranicza ich do społeczności, która zawęża ich miłość i hamuje ich duchowy wzrost.

Są oni podobni do wielu uczniów Jana Chrzciciela. Chociaż Jan wyraźnie utożsamił Jezusa jako oblubieńca, jego uczniowie pozwolili, aby ich osobiste przywiązanie do Jana przeszkodziło im w przyjęciu Chrystusa i Jego uczniów (Marka 2:18-22; Ew. Jana 3:25-30). Nawet po uwięzieniu i śmierci Jana nadal stanowili grupę oddzieloną od naśladowców Jezusa – Mateusza 11:2-5; Dzieje Apostolskie 19:1-7.

Bez względu na to, jaką formę przybiera duch sekciarstwa, jest on duchowo szkodliwy i wszyscy, którzy chcą być lojalnymi uczniami Jezusa Chrystusa, muszą mu się przeciwstawić. Kiedy rozdrobnienie wierzących na odrębne grupy ujawniło się wśród Koryntian w pierwszym wieku, apostoł Paweł zdemaskował to jako nieduchowe, infantylne i szkodliwe – 1 Koryntian 1:10-13; 3:1-9, 21-23; 11:17-34.

Historia potwierdza, jak wielkim złem może być duch sekciarstwa. W swojej książce Historia chrześcijaństwa Paul Johnson pisze:

„Kalwiniści uważali luteranów za praktycznie nie zreformowanych, za katolików przebranych w szaty ludzi prawdziwie pobożnych. Z kolei luteranie nigdy nie przyznaliby, że kalwinizm jest »legalną« religią. Uważali zwolenników Kalwina za anabaptystów, a w ich odmowie uznania rzeczywistej obecności Chrystusa w eucharystii widzieli skandaliczne odstępstwo od wiary katolickiej. Niektórzy luteranie, jak na przykład Polikarp Leyser, uważali, że błędy kalwinistów są gorsze od błędów katolików. Luteranie nie chcieli dawać kalwinistom pomocy militarnej i bronić ich przed Rzymem i jego sojusznikami; był to jeden z czynników ograniczających zdobycze Reformacji. Każda z trzech stron oskarżała pozostałe o dwulicowość – żądają tolerancji, kiedy są słabi, prześladują innych, kiedy wzrosną w siłę. Katolik Georg Eder pisał:

»Na obszarach rządzonych przez protestantów katolicy nie cieszą się tolerancją; są publicznie upokarzani, odrywani od swych domostw i od ziemi i zmuszani wraz ze swymi żonami i dziećmi do emigracji. (…) Ale niech no tylko katolickie państwo, wchodzące w skład cesarstwa, zacznie postępować w ten sam sposób (…) wszyscy są poruszeni, oburzeni, a katolickiego księcia oskarża się o wywoływanie zamieszek religijnych«. Luteranin Daniel Jaconi (1615): „Jak długo kalwiniści nie mają władzy (…), są mili i cierpliwi; zgadzają się na życie w jednej wspólnocie z nami. Odkąd jednak stają się panami sytuacji, nie tolerują choćby jednego słowa z nauk luterańskich«. Georg Stobaeus, książę metropolita Lawantu, do austriackiego arcyksięcia Ferdynanda (1598): »Powierzaj, Panie, kierowanie miastem lub prowincją jedynie katolikom; jedynie katolikom zezwalaj na zasiadanie w zgromadzeniach; ogłoś dekret, że każdy winien na piśmie opowiedzieć się za wiarą katolicką, a odmawiającym nakaż, by znaleźli sobie inny kraj, w którym mogliby żyć i wierzyć wedle swojej woli«” (wyd. drugie, ATEXT, Gdańsk 1995, s. 323).

Nawet dzisiaj ten duch podziału nigdy całkowicie nie zanikł, niezależnie od konkretnej formy jego wyrażania.

Wielu ludzi wznosi się ponad skrajne przejawy sekciarskiego ducha, ale nadal negatywnie wpływają na nich poglądy teologiczne, które rozwinęły się po pierwszym wieku. Uwarunkowana orientacja doktrynalna może przeszkadzać im w rozwinięciu szczerego uznania roli Chrystusa w prowadzeniu ich do Ojca. (W rezultacie mogą nie postrzegać siebie w układzie rodzinnym zarówno jako synów Bożych, jak i braci Chrystusa – Galacjan 3:26-29; Hebrajczyków 2:10-18.

Właściwe rozpoznanie tego, kim jesteśmy, może zapobiec wywyższeniu jakiejkolwiek osoby lub grupy osób, przypisując im rodzaj autorytetu nauczania, który należy wyłącznie do Jezusa Chrystusa. Żaden człowiek nie ma prawa rościć sobie prawa do pierwszeństwa, ponieważ tylko Chrystus jest „pierworodnym pośród wielu braci” (Rzymian 8:29, SNP).

Indywidualnie jesteśmy braćmi, słuchającymi nauczania naszego starszego brata. Podczas gdy niektórzy z nas mogą zrozumieć jego instrukcje nieco lepiej i z kolei mogą być w stanie nauczać współwyznawców, zwracając ich uwagę na to, czego nauczał, wszyscy pozostajemy współuczniami. Wszelka społeczność między członkami rodziny dzieci Bożych powinna być zgodna ze słowami Jezusa: „Wy natomiast nie pozwalajcie nazywać się Rabbi. Macie jednego Nauczyciela, a dla siebie nawzajem wszyscy jesteście braćmi. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie swoim ojcem. Macie jednego Ojca — Tego, który mieszka w niebie. Niech was też nie tytułują: Mistrzu. Jeden jest waszym Mistrzem — Chrystus. Ten, kto większy wśród was, niech będzie sługą innych” – Mateusza 23:8-12, SNP.

Ta nauka Syna Bożego jest często ignorowana, a wiele z tego, co dziś określa się mianem chrześcijaństwa, byłoby niezrozumiałe dla apostołów. Nie oznacza to, że kongregacje pierwszego wieku cieszyły się idealną sytuacją. Tak nie było. Natchnione listy ujawniają istnienie poważnych problemów i konieczność indywidualnego wyboru rodzaju społeczności, która byłaby lub nie byłaby duchowo korzystna (2 Tesaloniczan 3:6-15; 2 Tymoteusza 2:20-22; 3:1-7; 4:1-4; 1 Jana 2:18; Objawienie 2:1-3:22).

Jeśli chodzi o społeczność, wielu dzisiaj jest skłonnych myśleć w kategoriach stałego miejsca lub określonej rutyny. Mogą sobie przypomnieć, że Jezus zwyczajowo chodził do synagogi w szabat i do świątyni na doroczne święta. Jednak to, co robił Jezus, nie identyfikowało go jako należącego do określonego odłamu judaizmu lub wspierającego go. Jego przebywanie wśród wiernych w synagodze lub świątyni w żaden sposób nie zniekształcało jego prawdziwej tożsamości, ale dawało możliwość nauczania prawdy o Jego Ojcu. Dziś jednak członkostwo w ruchu wyznającym chrześcijaństwo może wiązać się z przyjęciem tożsamości wyznaniowej. Nawet członkowie „kościołów bezwyznaniowych” przyjmują tożsamość, która odróżnia ich od osób, które są członkami grup wyznaniowych lub innych grup bezwyznaniowych. Nabożeństwa zwykle odbywają się według ustalonej rutyny i nie dają odwiedzającym je nieznajomym możliwości przemawiania do zgromadzonych wiernych, tak jak robił to apostoł Paweł i inni w różnych żydowskich synagogach – Dzieje Apostolskie 13:15-45; 14:1; 17:1-4, 10-12; 18:1-6, 19-22, 24-26.

Dla Pawła liczyła się możliwość podzielenia się cenną nadzieją ze zgromadzonymi wiernymi. Gdy w danym mieście skończyła się ku temu okazja, przestał chodzić do tamtejszej synagogi i organizował spotkania dla tych, którzy chcieli usłyszeć radosną nowinę o Jezusie Chrystusie (Dzieje Apostolskie 18:7-11; 19:8-10). Niemniej jednak Paweł i inni wierzący Żydzi nie wybrali celowo bycia wyrzutkami, co utrudniłoby im dzielenie się Pismem Świętym z rodakami. Wiedzieli jednak, że bycie uczniami Syna Bożego może doprowadzić do wyrzucenia ich z synagogi, ale postanowili pozostać lojalni wobec Niego bez względu na to, co ludzie mogą im zrobić. (Mateusza 10:17; 23:34; Łukasza 8:22; 21:12; Ew. Jana 9:22; 12:42, 43; 16:2). Ci, którzy cenili swój związek z Panem, zareagowali na złe traktowanie tak jak apostołowie, gdy zostali wychłostani na rozkaz Sanhedrynu. Oni „opuszczali Wysoką Radę, ciesząc się, że zostali uznani za godnych tak niegodnego potraktowania — dla Jego imienia” – Dzieje Apostolskie 5:40, 41, SNP.

Ponieważ ruchy wyznaniowe i bezwyznaniowe są często utożsamiane z budynkami i prowadzonymi w nich działaniami, wielu traci z oczu fakt, że elementy zewnętrzne faktycznie należą do przeszłych ustaleń dotyczących kultu. Pewnej Samarytance Jezus objawił, że prawdziwe wielbienie nie będzie zależne jakiejkolwiek stałej lokalizacji geograficznej lub budynku, ani ograniczone przez takie czynniki. „Wierz mi, niewiasto, że nadchodzi godzina, kiedy nie będziecie oddawali czci Ojcu ani na tej górze [Garizim, miejsce samarytańskiej świątyni, która została zniszczona około półtora wieku wcześniej], ani w Jerozolimie [miejsce pierwotnej świątyni i jej zamiennika]… Ale nadchodzi godzina – a właściwie już nadeszła – kiedy prawdziwi czciciele będą czcić Ojca w duchu i prawdzie: takich czcicieli szuka Ojciec. Bóg jest duchem, a ci, którzy oddają cześć, muszą oddawać cześć w duchu i prawdzie” – Ew. Jana 4:21-24, New Jerusalem Bible.

Ponieważ Ojciec „jest duchem”, pragnie czci duchowego rodzaju. Podczas gdy Prawo dane Izraelowi ustaliło jedno centralne miejsce kultu, które obejmowało ceremonię i rytuał, miało to być tymczasowe. Za pośrednictwem Malachiasza, Bóg Ojciec, w odniesieniu do istniejącego wówczas układu kultu, objawił, że nadejdzie czas, kiedy narody nieżydowskie od jednego krańca ziemi do drugiego będą oddawać Mu cześć w sposób akceptowalny w swoich miejscach. „Imię moje będzie wielkie między narodami od wschodu aż do zachodu słońca. Na każdym miejscu kadzidło i czyste ofiary będą przynoszone mojemu imieniu, ponieważ moje imię będzie wielkie wśród narodów” (Malachiasza 1:11, NIV). Wraz z przyjściem Mesjasza nadeszła „godzina” lub czas na tę zmianę. Dlatego dla dziecka Bożego wielbienie nie jest kwestią szukania jakiegoś miejsca lub udawania się do niego, aby postępować zgodnie z tradycyjną rutyną lub programem nakreślonym przez ludzki autorytet. Wielbienie „w duchu i prawdzie” nie składa się z rzeczy zewnętrznych. Skoro one odbywa się „w prawdzie”, to takie uwielbienie jest autentyczne, prawdziwe, a nie tylko jest wyrazem ust. (Porównaj 1 Jana 3:18). W rzeczywistości nasz niebiański Ojciec nigdy nie był zadowolony ze zwykłych ceremonii – świąt, postu, modlitwy i ofiary – pozbawionych miłości do Niego i Jego dróg, przejawiającej się we współczuciu dla potrzebujących i cierpiących. (Aby nasze uwielbienie było „w duchu”, musi koniecznie być uznaniem tego, kim On jest i odzwierciedlać nasz najwyższy szacunek dla Niego jako naszego kochającego Ojca, któremu zawdzięczamy wszystko, co mamy i czym jesteśmy. (Kolosan 1:12; 3:17; Objawienie 4:11; 5:13; 15:3, 4; 16:5-7) Szczerość naszego wielbienia, dziękczynienia i apeli skierowanych do Niego będzie widoczna w naszym codziennym życiu – List Jakuba 1:22-27.

Apostoł Paweł zachęcał współwyznawców: „Dopóki mamy sposobność, niech wszystkie nasze uczynki mają na celu dobro wszystkich, a zwłaszcza tych, którzy należą do domowników wiary” (Galacjan 6:10, NJB) Nie powinniśmy być ślepi na potrzeby innych ludzi. Naszym obowiązkiem jest reagowanie z miłością i troską na potrzeby wszystkich ludzi. Członkowie „domu wiary” mają jednak pierwszeństwo. Jako członkowie tej samej duchowej rodziny jesteśmy zobowiązani do pomagania sobie nawzajem w potrzebie – Mateusza 25:34-40; Dzieje Apostolskie 9:36, 39; 1 Jana 3:17, 18.

Gdzie są dzieci Boże, wobec których mamy wcześniejsze zobowiązania? Gdzie jest ta duchowa rodzina? Wyjaśnienie Jezusa do przypowieści o pszenicy i chwastach dostarcza odpowiedzi: „Tym, który sieje dobre nasienie, jest Syn Człowieczy, polem jest świat, dobrym nasieniem – dzieci królestwa. Chwastami są dzieci złego, a wrogiem, który je sieje, jest diabeł” (Mateusza 13:37-39, NAB). W związku z tym prawdziwe dzieci Boże można znaleźć w świecie ludzkości, w którym rosną jak prawdziwa pszenica pośród chwastów. Nie można ich jednak zidentyfikować poprzez zastosowanie ludzkiego standardu, a nawet mogą zostać błędnie zidentyfikowani jako „chwasty” przez wprowadzonych w błąd ludzi, którzy zarozumiale przyjmują rolę wyrywających chwasty. (Tak więc dzieci Boże mogą być związane z tym, co powszechnie nazywa się „widzialnym kościołem”, który składa się z różnych grup wyznaniowych i bezwyznaniowych wyznających chrześcijaństwo, lub mogą być jednostkami bez takiej przynależności lub członkostwa).

Sytuacja, w jakiej znajdują się dzieci Boże, niewiele różni się od tej istniejącej w starożytnym Izraelu. Nie wszyscy byli Izraelitami, ludem Bożym, w prawdziwym znaczeniu tego słowa. Pewnego razu prorok Eliasz był tak przygnębiony, że czuł się jedynym czcicielem Jahwe w królestwie dziesięciu plemion. Nie wiedział, że była tam wierna resztka – „siedem tysięcy tych, którzy nie zgięli kolan przed Baalem” (1 Królewska 19:9-18, SNP). Wieki później, niedługo po powrocie resztki z wygnania w Babilonie, wielu nie okazało się prawdziwymi czcicielami Jahwe. Niemniej jednak wierni Izraelici znaleźli innych, którzy podzielali ich miłość do Stwórcy, a ich wzajemne kontakty nie pozostały niezauważone przez naszego niebiańskiego Ojca.

Kontrast między zwykłymi wyznawcami a prawdziwymi czcicielami Najwyższego jest ujawniony w Księdze Malachiasza: „Bardzo przykre stały się wasze mowy przeciwko Mnie – mówi Jahwe. Wy zaś pytacie: Cóż takiego mówiliśmy między sobą przeciw Tobie? Mówiliście: Daremny to trud służyć Bogu! Bo jakiż pożytek mieliśmy z tego, żeśmy wykonywali polecenia Jego i chodzili smutni w pokucie przed Jahwe Zastępów? A teraz raczej zuchwałych nazywajmy szczęśliwymi, bo wzbogacili się bardzo ludzie bezbożni, którzy wystawiali na próbę Boga, a zostali ocaleni. Wtedy mówili między sobą ludzie bojący się Boga, a Jahwe uważał i to posłyszał. Zapisano to w Księdze Wspomnień przed Nim dla dobra bojących się Jahwe i czczących Jego imię. Oni będą moją własnością, mówi Jahwe Zastępów, w dniu, w którym będę działał, a będę dla nich łaskawy, jak jest litościwy ojciec dla syna, który jest mu posłuszny” – Malachiasza 3:13-18, Biblia Tysiąclecia, wyd. II.

Podczas gdy wielu wykonywało czynności związane z oddawaniem czci Bogu i z zazdrością patrzyło na dobrobyt „niereligijnych”, ci, którzy mieli głęboki podziw dla Jahwe, szczerze wyrażali swoje uczucia. Znając psalmy i słowa proroków, bez wątpienia rozmawiali o aspektach, które pasowały do istniejącej wówczas sytuacji, co skutkowało wzajemnym zbudowaniem. (Podobnie, wieki później, sędziwa wdowa Anna, która została uprzywilejowana przez Boga, aby zobaczyć Dzieciątko Jezus, znalazła tych, z którymi mogła podzielić się tą radosną nowiną. „Mówiła o Dziecięciu wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia Jerozolimy” – Łukasza 2:36-38, Revised English Bible.

Ufając opatrznościowej opiece i prowadzeniu naszego niebiańskiego Ojca, możemy być pewni, że w świecie ludzkości znajdziemy innych, którzy chcą być przykładnymi, posłusznymi dziećmi Bożymi i którzy z radością będą z nami współpracować. Podobnie jak chrześcijanie z pierwszego wieku, możemy spożywać posiłki przy jednym stole, czytać Słowo Boże, rozmawiać o Piśmie Świętym, dzielić się wyrazami uwielbienia i dziękczynienia, wznosić nasze głosy w pieśniach, a na pamiątkę tego, co Jezus Chrystus uczynił dla nas, oddając swoje życie w ofierze, uczestniczyć w jednym chlebie i jednym kielichu jako członkowie Jego ciała. (Dzieje Apostolskie 2:46; 1 Koryntian 10:16, 17; Efezjan 5:19) Wszyscy mogą wnieść swój wkład, wyrażając się spontanicznie z serca, a nie w sztywny sposób, typowy dla ustaleń opracowanych przez ludzki autorytet.

Apostoł Paweł przedstawił przewodnią zasadę, dzięki której każde zgromadzenie wierzących staje się doświadczeniem wzmacniającym wiarę: „Kiedy się zbieracie, jeden ma psalm, inny pouczenie, objawienie, język lub interpretację. Wszystko powinno służyć budowaniu.” (1 Koryntian 14:26, NAB). Wśród chrześcijan, którzy gromadzą się w celu wzajemnego budowania, niektórzy ujawnią swe dane przez Boga zdolności i mądrość oraz będą chętni i gotowi do świadczenia skromnej służby współwyznawcom. Podobnie jak dom Stefanasa w starożytnym Koryncie, wezmą oni na siebie „odpowiedzialność za służbę” – 1 Koryntian 16:15, 16, Wuest; porównaj przypadek Apollosa [Dzieje Apostolskie 18:24-28; 1 Koryntian 3:5, 6, 21-23; 16:12].

Tak jak członkowie kochającej się rodziny szukają okazji do przebywania razem, podobnie dzieci Boże z własnej woli szukają innych dzieci i rozmawiają o tym, co jest drogie ich sercom i wylewają swoje troski. Podobnie jak chrześcijanie z pierwszego wieku, cenią sobie wspólne chwile dla wzajemnego budowania i dlatego nie zaniedbują zgromadzania się z innymi wierzącymi. Harmonizuje to z natchnionym napomnieniem: „Niewzruszenie trzymajmy się nadziei, którą wyznajemy, gdyż Ten, który złożył obietnicę, jest wierny. Myślmy o sobie nawzajem, jak pobudzać się do miłości i dobrych uczynków. Nie opuszczajmy przy tym wspólnych spotkań, co jest u niektórych w zwyczaju, lecz dodawajmy sobie otuchy, i to tym bardziej, im wyraźniej widać, że zbliża się ten Dzień” – Hebrajczyków 10:23-25, SNP.

Wielu uważa, że regularne uczęszczanie na nabożeństwa w konkretnym budynku spełnia ten wymóg. Często jednak uczestnictwo w takich spotkaniach jest przede wszystkim kwestią przestrzegania określonej rutyny i polega na siedzeniu w rzędach w roli biernych słuchaczy lub uczestników kontrolowanych dyskusji grupowych. Obecność nie jest tak naprawdę podyktowana szczerą troską o innych, troską, która rodzi spontaniczne wyrażenia, które „pobudzają do miłości i dobrych uczynków”. Aby troszczyć się o współwyznawców i być w stanie wyrażać prawdziwie motywujące opinie, musimy znać innych jako członków naszej ukochanej rodziny. Wśród zgromadzonych powinien panować duch, w którym nikt nie boi się wyrażać głębokich wewnętrznych uczuć, a nawet wątpliwości. (Porównaj, jak otwarcie Jeremiasz wyraził się przed Jahwe [Jeremiasza 15:15-18]).

Podczas gdy społeczność wzmacniająca wiarę odgrywa ważną rolę w naszym życiu jako dzieci Bożych, nie zawsze następuje ona natychmiast po tym, jak stajemy się uczniami Jezusa Chrystusa. Przypadek etiopskiego urzędnika państwowego dobrze to ilustruje. „Odwiedził on Jerozolimę, aby w świątyni oddać pokłon Bogu. Siedząc w swoim powozie, czytał na głos księgę proroka Izajasza. Wtedy Duch Święty powiedział Filipowi: – Zbliż się do niego i idź obok powozu. Gdy Filip podbiegł, usłyszał, że urzędnik czyta księgę. Zapytał więc: – Czy rozumiesz to, co czytasz? – Jak mogę rozumieć, skoro nikt mi tego nie wyjaśnia? – odpowiedział urzędnik. Następnie poprosił Filipa, aby usiadł przy nim w powozie. A czytał właśnie następujący fragment Pisma: »Jak owca prowadzona na rzeź i jak baranek milczący wobec strzygących Go, tak On nie otwiera swoich ust. Poniżono Go i odmówiono Mu sprawiedliwości. Jak mógłby doczekać potomków, skoro mordując, usunięto Go ze świata?«. – Wyjaśnij mi, czy prorok Izajasz mówi tu o sobie, czy o kimś innym – poprosił urzędnik. Wówczas Filip, zaczynając od tego fragmentu, przedstawił mu dobrą nowinę o Jezusie. W końcu, w trakcie podróży dotarli nad jakąś wodę. -Spójrz, tu jest woda! – zawołał urzędnik. – Co stoi na przeszkodzie, abym został w niej zanurzony? – Następnie polecił zatrzymać powóz. Obaj zeszli do wody i Filip ochrzcił urzędnika. A gdy wyszli z wody, Duch Pana zabrał Filipa i urzędnik już go więcej nie zobaczył. Mimo to pełen radości udał się w dalszą drogę”. – Dzieje Apostolskie 8:26-39, Słowo Życia, wyd. II, 2017.

Filip nie zachęcał tego nowo ochrzczonego człowieka do jak najszybszego powrotu z Etiopii, aby mógł regularnie spotykać się z grupą wierzących. Chociaż ten Etiopczyk nie znał wszystkich odpowiedzi, a być może nawet nie znał wszystkich istniejących ksiąg Pism Hebrajskich, był dzieckiem Bożym, radośnie podróżującym z dala od najbliższego zboru, ale niewątpliwie był chętny do dzielenia się tym, czego się nauczył z innymi. Niektórzy w Etiopii prawdopodobnie zareagowali tak jak on, otwierając możliwości społeczności z innymi członkami Bożej rodziny. Jeśli nasza społeczność jest stosunkowo ograniczona, to my – podobnie jak etiopski urzędnik państwowy – możemy podążać naszą drogą prowadzącą do życia, radując się, że poznaliśmy Syna Bożego i Jego Ojca przez Niego. Z czasem inni rozpoznają, kim jesteśmy, po sposobie, w jaki żyjemy i naszych wypowiedziach, co zaowocuje wieloma okazjami do zdrowej duchowej społeczności.

Jako umiłowane dzieci możemy być pewni troskliwej opieki naszego Ojca. Jego Syn, jako nasz Pasterz, nigdy nie zawiedzie w prowadzeniu, ochronie i odżywianiu nas jako swoich drogich owiec. Kiedy człowiek, któremu przywrócił wzrok, został wyrzucony z żydowskiej synagogi, Syn Boży odszukał go i dodał mu otuchy. Najwyraźniej w obecności byłego niewidomego Jezus ujawnił się jako dobry pasterz, który odda swoje życie za owce (Ew. Jana 9:1-10:21). Tak jak niewidomego musiały pocieszyć i uspokoić słowa Jezusa dotyczące Jego troski o owce, tak i nas mogą pocieszyć i uspokoić.

Z Bogiem jako naszym Ojcem i Jezusem jako naszym Bratem, nigdy nie będziemy opuszczonymi sierotami. Być może nasza widzialna duchowa rodzina może wydawać się mała – prawie nieistniejąca w porównaniu z dużymi ruchami wyznającymi chrześcijaństwo. Jednak oprócz wielu innych dzieci w świecie ludzkości, w naszej rodzinie mamy również wielką rzeszę aniołów. Bardzo troszczą się oni o wszelkie zranienia doświadczane przez wierzących, którzy mogą wydawać się nieistotni w oczach innych. Jezus powiedział: „Uważajcie, aby nie zlekceważyć nikogo z tych najmniejszych! Wiedzcie, że ich aniołowie stoją w niebie w pobliżu mego Ojca” (Mateusza 18:10, Słowo Życia). Będąc częścią tak wspaniałej, kochającej rodziny, możemy duchowo rozkwitać.

[Powielono za zgodą autora].